Domowy generator na 5 i 12 woltów
Czy ktoś spotkał się kiedyś z sytuacją, w której smartfon przeklina, bo bateria jest słaba, a na szczęście zgasły światła? Myślę, że wielu. A może ta sama historia dotyczy Twojego ulubionego netbooka zasilanego napięciem 12 V? A może potrzebujesz autonomicznego źródła światła, możliwie niezależnego od obecności lub braku napięcia w sieci? Niestety wojna domowa, która toczyła się niemal u moich drzwi, skłoniła mnie do zastanowienia się nad stworzeniem takiego urządzenia.
Dzięki Bogu, umiem posługiwać się lutownicą, w szafie leży całe pudło elektrośmieci, których nie ma gdzie pochować, a szkoda to wyrzucić, a potem w Internecie trafiło wideo z podobnym mężczyzną -zrobił cud, z którego wystawały we wszystkie strony przełączniki, trzpienie i styki. Ale zadziałało, i to świetnie! To jest, moim zdaniem, dokładnie to, co jest potrzebne. Autor filmu nie ujawnił konkretnie schematu, ale nie jest on zbyt skomplikowany. Przepraszam, nie jestem artystą od słowa „zły”.
Jako korpus zastosowałem chińską lampę Delux REL 500LED, która została zabita przez dwa lata użytkowania.
Bateria tam zamiast standardowych 4 godzin wytrzymywała maksymalnie 15 minut, jednak z uwagi na wrodzony chomik kobiecy, zdecydowałam się jej nie wyrzucać, a jedynie uzupełnić o dwie baterie z martwych telefonów komórkowych. W rezultacie powstał akumulator o wystarczającej pojemności, który pozwala na pracę jako lampka nocna przez całą noc. Na dnie pudełka znaleziono silnik krokowy ze starej drukarki igłowej. Mostki diodowe można było montować niezależnie od diod Schottky'ego 5818 lub wyrywać ze starych latarek, ja jednak użyłem gotowych podzespołów w jednym opakowaniu 2W10. Jedyne co musiałem kupić to dwa kondensatory o łącznej pojemności 11 000 mikrofaradów i stabilizatory napięcia 7805 i 142EN8B, takich części nie mogłem znaleźć na pchlim targu. Kondensator C3 został pobrany ze starej ładowarki. Potrzebowałem też dwóch przełączników trójdrożnych, z czego jeden łaskawie zapewniła wypatroszona lampa, a drugi pożyczony ze starej latarki i kilka metrów cienkiego dwukolorowego drutu. Jedyne, czego nie miałem, to wiertarka. Jeden z krewnych zabrał go „do tymczasowego użytku” i nigdy nie zwrócił. Ale potrzeba wynalazku jest przebiegła, w obecności wkrętów samogwintujących, lutownicy i morza taśmy klejącej sprawa została rozwiązana bez niego.
Wszystko. To była tylko kwestia projektu i wdrożenia.
Od samego początku nie chciałam mocować latarki do korpusu. I tak nie ma tam zbyt wiele miejsca, ale Diody LED Również się rozgrzewają. Dlatego zdecydowałem się wyprowadzić 5 woltów do portu USB i lamp na odpowiednich wtyczkach. Swoją drogą znaleźliśmy zastosowanie dla usuniętego panelu LED i okazała się być jasna lampa.
Jedna wada - po 40 minutach panel rozładowuje akumulator o połowę. Zrobiłam też lampkę nocną i zwykłą latarnię na elastycznych nóżkach. Wyjście 12 V dostosowałem do złącza z którego w poprzednim życiu zasilany był zasilacz lampy.Wałek silnika krokowego idealnie wpasował się w otwór na gwóźdź, lekko poszerzony nożem (oszczędny Chińczyk planował zawiesić lampę na ścianie), natomiast otwór na trzpień mechanizmu przekładni trzeba było przetopić lutownicą , jednocześnie besztając zapominalskich krewnych. Nie ma problemu, zrobiłem to. Dźwignię do koła zębatego zrobiłem z kawałka szprychy rowerowej i kawałka cienkiej plastikowej rurki.
Lampa i ładowarka działały prawidłowo, akumulator z silnika ładował się całkiem pomyślnie, co sygnalizowała zielona dioda LED. Nawiasem mówiąc, nie tylko sygnalizuje ładowanie, ale także zapobiega „wyciąganiu” kondensatorów z akumulatora. A potem znudziło mi się kręcić klamką za każdym razem przez pół godziny. Po rozebraniu mojego potwora wlutowałem inny port USB, wyjęty z przedłużacza pogryzionego przez kota i przylutowałem wtyczkę USB z tego samego przewodu do starej ładowarki do telefonu komórkowego. I doskonale ładuje urządzenie, jeśli w sieci jest 220 woltów. Jedynym warunkiem jest to, że przełącznik „5 V - 12 V” musi znajdować się w pozycji neutralnej. Te zdjęcia przedstawiają generator, ładowarkę, obwód i zestaw lamp „na każdą okazję”, w tym 12-woltową taśmę LED.
Dodatkowo z pudełka wyjęto w pełni sprawną chińską latarkę akumulatorową z ładowaniem z sieci. „Jakby” - bo wtyczkę najwyraźniej zmontował niewidomy Chińczyk na nocnej zmianie: w zasadzie te kikuty nie sięgały żadnego gniazdka. Wtyczkę, kondensator i mostek diodowy wrzuciłem do cennej szuflady na śmieci, przydadzą się ponownie, port USB przylutowałem bezpośrednio do akumulatora i włożyłem go w miejsce wtyczki. Ładuje się zarówno z generatora, jak i z sieci, dobrze radzi sobie z ładowaniem telefonów komórkowych z baterią nie większą niż 1300 miliamperów na godzinę.Rzeczywiście świeci przez 8 godzin, chociaż tutaj Chińczycy nas nie oszukali...
W planach jest montaż zewnętrznego akumulatora 12V, ale to już zupełnie inna historia... :)
Dzięki Bogu, umiem posługiwać się lutownicą, w szafie leży całe pudło elektrośmieci, których nie ma gdzie pochować, a szkoda to wyrzucić, a potem w Internecie trafiło wideo z podobnym mężczyzną -zrobił cud, z którego wystawały we wszystkie strony przełączniki, trzpienie i styki. Ale zadziałało, i to świetnie! To jest, moim zdaniem, dokładnie to, co jest potrzebne. Autor filmu nie ujawnił konkretnie schematu, ale nie jest on zbyt skomplikowany. Przepraszam, nie jestem artystą od słowa „zły”.
Jako korpus zastosowałem chińską lampę Delux REL 500LED, która została zabita przez dwa lata użytkowania.
Bateria tam zamiast standardowych 4 godzin wytrzymywała maksymalnie 15 minut, jednak z uwagi na wrodzony chomik kobiecy, zdecydowałam się jej nie wyrzucać, a jedynie uzupełnić o dwie baterie z martwych telefonów komórkowych. W rezultacie powstał akumulator o wystarczającej pojemności, który pozwala na pracę jako lampka nocna przez całą noc. Na dnie pudełka znaleziono silnik krokowy ze starej drukarki igłowej. Mostki diodowe można było montować niezależnie od diod Schottky'ego 5818 lub wyrywać ze starych latarek, ja jednak użyłem gotowych podzespołów w jednym opakowaniu 2W10. Jedyne co musiałem kupić to dwa kondensatory o łącznej pojemności 11 000 mikrofaradów i stabilizatory napięcia 7805 i 142EN8B, takich części nie mogłem znaleźć na pchlim targu. Kondensator C3 został pobrany ze starej ładowarki. Potrzebowałem też dwóch przełączników trójdrożnych, z czego jeden łaskawie zapewniła wypatroszona lampa, a drugi pożyczony ze starej latarki i kilka metrów cienkiego dwukolorowego drutu. Jedyne, czego nie miałem, to wiertarka. Jeden z krewnych zabrał go „do tymczasowego użytku” i nigdy nie zwrócił. Ale potrzeba wynalazku jest przebiegła, w obecności wkrętów samogwintujących, lutownicy i morza taśmy klejącej sprawa została rozwiązana bez niego.
Wszystko. To była tylko kwestia projektu i wdrożenia.
Od samego początku nie chciałam mocować latarki do korpusu. I tak nie ma tam zbyt wiele miejsca, ale Diody LED Również się rozgrzewają. Dlatego zdecydowałem się wyprowadzić 5 woltów do portu USB i lamp na odpowiednich wtyczkach. Swoją drogą znaleźliśmy zastosowanie dla usuniętego panelu LED i okazała się być jasna lampa.
Jedna wada - po 40 minutach panel rozładowuje akumulator o połowę. Zrobiłam też lampkę nocną i zwykłą latarnię na elastycznych nóżkach. Wyjście 12 V dostosowałem do złącza z którego w poprzednim życiu zasilany był zasilacz lampy.Wałek silnika krokowego idealnie wpasował się w otwór na gwóźdź, lekko poszerzony nożem (oszczędny Chińczyk planował zawiesić lampę na ścianie), natomiast otwór na trzpień mechanizmu przekładni trzeba było przetopić lutownicą , jednocześnie besztając zapominalskich krewnych. Nie ma problemu, zrobiłem to. Dźwignię do koła zębatego zrobiłem z kawałka szprychy rowerowej i kawałka cienkiej plastikowej rurki.
Lampa i ładowarka działały prawidłowo, akumulator z silnika ładował się całkiem pomyślnie, co sygnalizowała zielona dioda LED. Nawiasem mówiąc, nie tylko sygnalizuje ładowanie, ale także zapobiega „wyciąganiu” kondensatorów z akumulatora. A potem znudziło mi się kręcić klamką za każdym razem przez pół godziny. Po rozebraniu mojego potwora wlutowałem inny port USB, wyjęty z przedłużacza pogryzionego przez kota i przylutowałem wtyczkę USB z tego samego przewodu do starej ładowarki do telefonu komórkowego. I doskonale ładuje urządzenie, jeśli w sieci jest 220 woltów. Jedynym warunkiem jest to, że przełącznik „5 V - 12 V” musi znajdować się w pozycji neutralnej. Te zdjęcia przedstawiają generator, ładowarkę, obwód i zestaw lamp „na każdą okazję”, w tym 12-woltową taśmę LED.
Dodatkowo z pudełka wyjęto w pełni sprawną chińską latarkę akumulatorową z ładowaniem z sieci. „Jakby” - bo wtyczkę najwyraźniej zmontował niewidomy Chińczyk na nocnej zmianie: w zasadzie te kikuty nie sięgały żadnego gniazdka. Wtyczkę, kondensator i mostek diodowy wrzuciłem do cennej szuflady na śmieci, przydadzą się ponownie, port USB przylutowałem bezpośrednio do akumulatora i włożyłem go w miejsce wtyczki. Ładuje się zarówno z generatora, jak i z sieci, dobrze radzi sobie z ładowaniem telefonów komórkowych z baterią nie większą niż 1300 miliamperów na godzinę.Rzeczywiście świeci przez 8 godzin, chociaż tutaj Chińczycy nas nie oszukali...
W planach jest montaż zewnętrznego akumulatora 12V, ale to już zupełnie inna historia... :)
Podobne klasy mistrzowskie
Szczególnie interesujące
Komentarze (4)